Gdzie oczy poniosą … SKANDYNAWIA ’15

13 – 16 września 2015

Wyspa Olandia (Szwecja)


13 września 2015, niedziela

Budzimy się wypoczęci. Szybka kąpiel, pakowanie i już pora na śniadanie. W promowej restauracji z widokiem na morskie fale zjadamy smaczne dania serwowane w stylu „szwedzkiego stołu”. Bardzo duży wybór smakołyków.

I już dopływamy. Godzina 7:45 – dobijamy do nabrzeża Karlskrona w Szwecji. Zjazd z promu zajął około godziny; wypakowanie całej masy aut, tirów i kamperów zajmuje trochę czasu.

Kierujemy się na „nasz” dobrze nam znany (z wyjazdu w 2011 roku) parking na trasie na północ, gdzie przepakowujemy auto instalując box na dachu. Nasz samochód ma ponad 180 cm wysokości. Gdy na dachu jest umieszczona „trumna” wysokość jest już klasyfikowana, jako samochód wysoki (półciężarówka), co podnosi koszt transportu promem. Box bez problemu mieści się w bagażniku, gdzie mieliśmy go na czas rejsu. W ten sposób zaoszczędziliśmy kilka złotych na bilecie 🙂 Stąd to przepakowywanie. Wszystko ułożone, przepakowane, zorganizowane. Brawo my! Jesteśmy z siebie dumni. No to teraz pora na kawę.

Jedziemy dalej. Kierunek wyspa Olandia.

Od 30 września 1972 Olandia jest połączona ze stałym lądem mostem Ölandsbron. Jest to drugi co do długości, wynoszącej 6072 metry, most w Europie. Zachodni koniec mostu sięga miasta Kalmar, a wschodni miasteczka Färjestaden. Przy zachodnim brzegu zbudowano charakterystyczne podwyższenie (na 36 metrów), które umożliwia swobodną żeglugę przez Cieśninę Kalmarską. Most opiera się na 156 filarach i jest najdłuższą konstrukcją tego typu w Szwecji. Dla przypomnienia, Most nad Sundem, łączący Kopenhagę i Malmö, jest tylko trochę dłuższy – ma 7845 m, ale nie leży w całości na terenie Szwecji.

Wjeżdżamy na Wyspę. Wooow, most robi wrażenie. Niesamowita konstrukcja. Kilka minut i jesteśmy na Olandii.

Olandia to należąca do Szwecji wyspa na Morzu Bałtyckim położona przybrzeżnie przy południowo-wschodnim krańcu tego kraju i oddzielona od stałego lądu Cieśniną Kalmarską. Jest drugą co do wielkości (po Gotlandii) wyspą Szwecji o długości 137 km i szerokości od 4 do 16 km. Jej północny i południowy skraj wyznaczają latarnie morskie: Lange Jan i Lange Erik. Jest to jeden z najbardziej nasłonecznionych obszarów Szwecji.

Stara skandynawska legenda głosi, że wyspa Öland powstała z odwłoka wielkiego motyla, który postradał skrzydła podczas bałtyckich sztormów i runął do morza niedaleko szwedzkiego wybrzeża. Wyspa zamieszkała przed wiekami przez Wikingów, pełna jest kamiennych kręgów, runicznych inskrypcji i wielu innych zabytków ich dawnej kultury.

Pierwszy skok w głąb wyspy, do pozostałości po świątyni św.Knuta z XI wieku, która popadła w ruinę w okresie reformacji. Opodal ruin kościoła znajduje się Gråborg – ukryte w lesie ruiny największego grodziska na wyspie z VI w. – zachowały się mury obronne i ruiny średniowiecznej kaplicy. Bardzo surowo to wszystko wygląda.

Jedziemy na południe. Po drodze zwiedzamy stare wiatraki. Jest ich tu cała masa. Nic dziwnego, bo cały czas wieje dosyć silny wiatr.

Odwiedzamy kamienny krąg. To miejsce kultu i pochówku Wikingów. Kamienie runiczne opisują wydarzenia i informują o tych, którzy znaleźli tu wieczny odpoczynek. Kamienna łódź jest podobno rodzajem kalendarza, wyznaczającym ważne momenty czasowe w roku, wielce przydatne najstarszym osadnikom tej części wyspy. Mocny wiatr, chmurne niebo i przesiąknięte wilgocią powietrze wzmagają naszą wyobraźnię tego kultowego miejsca. Czuć tu ducha przeszłości, siłę wojowniczych Wikingów.

Dalej napotykamy na mur Karola X. Władca ten wybudował mur w poprzek wyspy oddzielając w ten sposób część będącą jego własnością, dawne królewskie tereny łowieckie, od reszty. Do dziś na południowym krańcu wyspy spotkać można stada jeleni.

Na nocleg docieramy do Eketorb, gdzie na parkingu rozbijamy nasz obóz w sąsiedztwie przygodnego campera.


14 września 2015, poniedziałek

Pobudka. W nocy padało ale ranek jest słoneczny. Ciepło, około 17 stopni. Cały czas wieje. Ale nam to nie przeszkadza. Jemy śniadanie oglądając na niebie klucze ptaków (dzikich gęsi) i … ćwiczącego niby na air-show myśliwca (chyba mirage) dającego od czasu do czasu 120% ciągu z dopalaczy, co powoduje ogromne grzmoty, jednocześnie płosząc stada ptaków. Tu jest bardzo daleko od cywilizacji. Próbujemy włączyć nasze campingowe radio … bardzo słaby poziom sygnału. Także i telefony komórkowe mają ledwo jedną kreskę. Internetu brak. Nie mamy jak wysłać zdjęć i tekstu w świat.

Śniadanie zjedzone. Teraz czas na zwiedzanie. Eketorb czeka na nas.

Eketorb to jedna z najbardziej znanych budowli na Olandii. Pierwsi mieszkańcy pojawili się tutaj już około 300 lat przed naszą erą. Od IV wieku n.e. był to gród otoczony wysokim murem. Wielokrotnie podupadał, ale odradzał się i jeszcze bardziej rozbudowywał. Główny okres świetności przypadał na VIII – IX w., a około XIII w. nastąpił jego ostateczny upadek. Obecnie można zwiedzać mieszczący się wewnątrz budowli skansen, na który składają się rekonstrukcje chat z 3 głównych okresów rozwoju w których prezentowane są narzędzia pracy, broń itp. Ładnie zachowany zabytek.

Jedziemy na sam południowy kraniec wyspy. Tu znajduje się Lange Jan – najwyższa w Szwecji latarnia morska. Jej wysokość to 42m. Położona jest w rezerwacie przyrody o nazwie Ottenby, który zwiedzamy dokonując pieszej wędrówki żółtym szlakiem.

Południowy cypel Olandii to najsłynniejszy w Szwecji punkt obserwacji przelotów ptaków. Od wiosny do jesieni przelatują tędy setki a nawet tysiące ptaków dziennie. Nam jednak nie udało się zaobserwować ptaków. Za to widzieliśmy stada danieli i łosia. Łoś skrywał się przed nami w cieniu drzew … ale nasze sokole oczy wypatrzyły go i zrobiliśmy mu zdjęcia.

Zwiedzanie i nieustający, porywisty wiatr bardzo nas zmęczyły. Jedziemy na północ, wschodnim wybrzeżem wyspy rozglądając się za fajnym miejscem na biwak. Po drodze napotykamy kamień runiczny.

Nocny biwak znaleźliśmy głęboko w lesie. Przygotowany dla rowerzystów – zbudowany szałas i miejsce na ognisko (grill) a obok przygotowane, porąbane drewno. Trochę strach … w nocy baaardzo ciemno. Dobrze, że śpimy w aucie.


15 września 2015, wtorek

Oj, jak straszno było w nocy. Ciemno i w głębokim lesie. Wiadomo, strach ma wielkie oczy a my sami w nieznanym nam terenie. Spaliśmy jak trusie budząc się co chwilkę. Do tego jeszcze się rozpadało. Deszcz stukał a wiatr wydawał dziwne dźwięki. Baliśmy się, oj tak!

Ale jakoś wytrwaliśmy do rana. A rano już było przyjemnie. Wiatr osłabł, deszcz przestał padać a przez chmurki zaczęło przebijać słonko.

Śniadanie, sprzątanie i już jedziemy dalej, w drogę, w nieznane.

Odwiedzamy kościół w Sandby a właściwie przykościelny cmentarz. Stoją tu jedne z najładniejszych kamieni runicznych na Olandii, powstałe około 1000 lat temu! Na kamieniach wyryto teksty łączące się z mitologicznymi rysunkami.

Podążamy na północ, do Lerkaka. Tu znajduje się najdłuższy na Olandii rząd starych wiatraków. Można do nich zaglądać i podziwiać kunszt ówczesnych inżynierów, tworzących drewniane mechanizmy napędzające kamienne żarna. Olandia usiana jest wiatrakami, i tymi starymi – których kiedyś było ponad 2 tysiące!, ale też nie brakuje tu nowoczesnych śmigieł wiatraków produkujących energię elektryczną.

Nie dziwi nas to, gdyż wiatr wieje tu ustawicznie, nie dając wytchnienia uszom i oczom. Na szczęście czyste powietrze nie wyrządza krzywdy „paczałkom”. Z drugiej znowu strony, wiatr ten jest przesycony solanką i jodem od wzburzonych fal brzegu morza, które znajduje się zawsze nie dalej niż kilka kilometrów – bo wyspa jest bardzo wąska i z każdego jej punktu do wybrzeża najdalej jest nie więcej jak 10km. Taki wiatr dobrze wpływa na oskrzela, płuca i gardło. Wracając do wiatraków, to na dzień dzisiejszy na Olandii zachowało się ich około 350. Te mniejsze, które właśnie oglądamy, są zwane „koźlakami”. Wiatr jak wiadomo wieje z różnych stron. By zapewnić maksymalną moc wiejącego wiatru w skrzydła, powinny być one ustawione prostopadle do kierunku wiatru. Aby tego dokonać, wiatraki typu „koźlak” stoją na specjalnej, obrotowej nóżce dzięki czemu cała konstrukcja wiatraka może być obrócona i ustawiony do wiatru.

Przy starych wiatrakach znajduje się przepiękny kamień runiczny z czasów Wikingów. Ciekawe, co też tam jest napisane. Podobno da się czytać te teksty – są specjalne słowniki do interpretacji napisów.

Ale piękny dzień się zrobił. Temperatura osiągnęła 21°C a słońce zaczęło przypiekać. Podjechaliśmy do ruin starego kościoła Sankta Birgittas w Kapelludden, nad samym brzegiem Bałtyku. Pięknie zachowane ruiny w otoczeniu zieleni i błękitu morza. To robi wrażenie, zwłaszcza, gdy się spojrzy na datowanie tej budowli – 1200 rok!

Południe, wybiła godzina 12 – pora na kawę i jakieś ciasteczko. Jemy nasz ulubiony „chemiczny” placek. Dlaczego chemiczny? Tak nazwaliśmy wypiek sprzedawany w sieci sklepów Lidl. Jest on tak nafaszerowany chemią, że w ogóle się nie psuje. Zawsze go kupujemy na wycieczki bo wytrzymuje i dwa tygodnie – a do tego jest smaczny i genialnie nadaje sie do kawy.

W dalszej drodze na północ zaliczamy kolejny kościół i stary cmentarz w Källahamnsvägen.

Dalej odwiedzamy Böda Sand – raj dla kąpiących się – wspaniałą, piaszczysta plażę wokoło Zatoki Böda. Rzeczywiście, plaża piaszczysta – rzadkość … głównie wybrzeże jest tu kamienista i pełne glonów. Nie skusiliśmy się na kąpiel. Nawet nóżek nie umoczyliśmy – mocny wiatr nie zachęca do kąpieli chociaż morze wydaje się być ciepłe.

W końcu docieramy do północnego skrawka Wyspy. Tu znajduje się Trollskogen, inaczej też zwany „Czarodziejski las”. To Puszcza Trolli – dość duży obszar leśny, przez który poprowadzone są liczne szlaki turystyczne. Po wejściu w las zrozumieliśmy, dlaczego nazwano go właśnie „lasem trolli”. Drzewa, głównie iglaste, są powyginane w rozmaite kształty. Przy odrobinie wyobraźni można się poczuć jak w krainach opisywanych przez Tolkiena. Niesamowite kształty drzew przypominają właśnie trolle, potwory leśne, gadające drzewa z bajek. Dalej, na kamienistym wybrzeżu widzimy wrak szkunera „Swiks”, który rozbił się tu pewnej zimy ubiegłego stulecia. Wycieczka czerwonym szlakiem, najdłuższym i najbardziej obfitującym w powykręcane drzewa oraz miejsca kultu prehistorycznych ludów, zajęła nam niespełna 1.5 godziny. Poczuliśmy się trochę dziwnie, wszak w tych miejscach żyli nasi dalecy przodkowie a i trolle na pewno nas obserwowały.

Nagle poczuliśmy sie zmęczeni. Postanowiliśmy więc poszukać dogodnego miejsca na nocleg. Wybór padł … pod latarnią morską Långe Erik. To najbardziej na północ wyspy wysunięty skrawek lądu i właśnie tutaj będziemy sobie spać.


16 września 2015, środa

W nocy grzmiało i błyskało się … była nad nami burza. A więc znowu mamy szczęście; w dzień pogoda ładna, słonko świeci i temperatura w granicach 19°C – 21°C, natomiast w nocy leje. Dzięki temu nasze zwiedzanie nie cierpi.

Tak więc ranek wita nas słońcem. Jak co dzień śniadanko, przepakowanie auta i w dalszą drogę „Gdzie oczy poniosą…”.

Spod latarni morskiej Långe Erik ruszamy na południe, zachodnim wybrzeżem. Dojeżdżamy do parku historycznej rozrywki w Skäftekärr, gdzie odbywają się pikniki połączone z obserwacją życia ludzi późnego średniowiecza. Dla dzieci przygotowane są ciekawe atrakcje w postaci toru przeszkód, możliwości strzelania z łuku, a przebierańcy w historycznych strojach pokazują różne czynności, jakie towarzyszyły naszym przodkom. Niestety, my jesteśmy tu już po sezonie i nic z tych rzeczy się nie dzieje – jest pusto. Pozostały tylko budynki, stare domostwa i ciekawa, ogromna chata kryta strzechą. No cóż, podróżowanie po sezonie turystycznym ma swoje plusy i minusy.

Dalsza droga doprowadza nas do Sandvik – największego wiatrak w Skandynawii. Wiatrak ten, pięknie odrestaurowany, wzniesiony został w połowie XIX w. a jego mechanizmy zachowały się w bardzo dobrym stanie. Teraz znajduje sie tu przytulna kawiarnia – niestety, wszystko to ze względu na „sezon” jest pozamykane.

W końcu docieramy do Solliden. Mieści się tu letnia rezydencja Rodziny Królewskiej. Wokół rezydencji króla Szwecji znajduje się śliczny park. Wart jest on obejrzenia. Można tu zobaczyć trzy typy parku: angielski, włoski i holenderski. Te typy połączone są ze sobą z naturalnie otaczającą ją roślinnością. Cisza i klimat robią wrażenie na odwiedzających. Wiele drzew, krzewów, roślin i kwiatów można zobaczyć też w Polsce, jednak tutaj są one wypielęgnowane i starannie wyselekcjonowane. I znowu mamy pecha – właśnie wczoraj był ostatni dzień, kiedy można było zwiedzać ogrody. Koniec sezonu!

Obok, w Borgholm, znajdują się ruiny Zamku. W czasach swej świetności była to potężna budowla – jeden z najważniejszych zamków Królestwa. Jego historia sięga wieku XII’tego. Wielokrotnie był trawiony przez pożary po których obecnie pozostały już tylko ogromne, ale dobrze zachowane ruiny przypominające nieco Krzyżtopór. Wewnątrz urządzane są wystawy szwedzkich i zagranicznych artystów.

I w ten sposób domknęliśmy koło objazdowe wyspy Olandia, wracając pod most prowadzący na stały ląd Szwecji, do miasta Kalmar. Jeszcze ostatnie spojrzenie na przęsła mostu z punktu widokowego na wyspie Svinö, kilka fotek i już jesteśmy w centrum miasta, przy zamku kalmarskim.

Kalmar to jedno z większych miast w Smalandii, bogate w ciekawe obiekty architektoniczne m.in.: fortecę graniczną, drewnianą starówkę, imponującą katedrę oraz unikalną miejską drewnianą pralnię z lat 20-tych XX w. Jednak na szczególną uwagę zasługuje zamek kalmarski. Został on wybudowany w XII wieku.

Później budowla została wzmocniona i zyskała sławę najbardziej niedostępnego zamku w Królestwie. Na zamku, w 1397 roku, zawarto unię kalmarską pomiędzy Danią, Szwecją i Norwegią, przez co miasto stało się jednym z najważniejszych w Szwecji. W 1523 roku królem Szwecji został Gustaw Waza, który przebudował zamek, dzięki czemu dziś możemy podziwiać jego piękny renesansowy charakter w najdrobniejszych detalach. Zamek, jak to zamek posiada wieżyczki, wały, fosę, lochy oraz drewniany, zwodzony most. Pobłąkaliśmy się trochę po jego wałach, mostkach oglądając zachód słońca. Rzeczywiście, usytuowanie zamku, nad brzegiem zatoki w naturalny sposób zwiększało jego obronną siłę.

Opuszczamy Kalmar kierując sie wschodnim wybrzeżem Szwecji na północ. Znajdujemy miejsce na nocleg w Timmernabben, na samym wybrzeżu. Teraz standardowe czynności; obiado-kolacja, przepakowanie, mycie i do spania. Jutro chcemy dotrzeć na Gotlandię.

… na więcej zdjęć zapraszamy do galerii…