Gdzie oczy poniosą … SKANDYNAWIA ’15

21 września 2015

Na stałym lądzie (Szwecja)


21 września 2015, poniedziałek

Dzisiejsza noc, ze względów logistycznych, była w najmniej ciekawym miejscu. W drodze na północ, przez Szwecję, zatrzymaliśmy się na zwykłym, dużym parkingu przy autostradzie. Nic szczególnego, chociaż … przy parkingu jeziorko, jakaś zagroda z kurami, gdzie rankiem zawstydzony kogut piał ale już po tym, jak sami wstaliśmy. Mamy zadaszoną ławeczkę do miłego spożywania śniadania. A z minusów … ciągle ktoś podjeżdża, odjeżdża, stoją TIR’y, wyładowują dostawczaka przy parkingowej knajpie, śmieciara wyładowuje zawartość przepełnionych śmieciami koszów. Wooow, jesteśmy w szoku po kilku ostatnich nocach spędzonych w ciszy, tutaj wydaje nam się, jak byśmy byli w jakiejś maszynie, świszczącej, hałasującej, zgrzytającej. Ot, codzienność cywilizacji.

W tej cywilizacji, z tłumem pędzących aut, podążamy autostradą w kierunku stolicy Szwecji, do Sztokholmu. Po drodze zatrzymujemy się na jakimś parkingu i stwierdzamy, że jest bardzo dobry sygnał WiFi (cywilizacja na każdym kroku). Wysyłamy więc aktualizację naszego portalu (część dotyczącą Gotlandii) – mamy nadzieję, że się Wam podobała.

Przez Sztokholm przejeżdżamy bez większego zaangażowania. Za wjazd do miasta prawdopodobnie przyjdzie nam do zapłacenia 10 albo 2 x 10 Koron – bo dwa razy widzieliśmy nad drogą informację o opłacie. Tu system opłat jest prosty … operator czeka miesiąc i jak się uzbiera na koncie auta kwota opłat, to wysyła rachunek na adres domowy z kontem bankowym, gdzie należy wpłacić pieniążki. Zobaczymy jak tym razem – w 2011 roku, przyszła nam faktura z przeliczeniem opłaty na złotówki do wpłacenia w jakimś polskim banku. To zalety Unii Europejskiej. Żeby jeszcze w Polsce były EUR-aki, to by już całkiem rozwiązało problemy kupowania obcej waluty i uprościło do maksimum sprawy podróżowania.

Ok, dojechaliśmy do Kapellskär, do terminala kilku linii promowych. W hali kasowej pustki. Jedynie w knajpie jest pani, która nam wszystko opowiedziała o odpływających promach, o przewoźnikach i o tym, kiedy tu coś się dzieje, kiedy kasy są otwierane. Prom samochodowy linii VikingLine odpływa dopiero o 19:00. Uuuu, dużo czekania. Dopiero godzina 14:10. Próbujemy się zaokrętować na linii promowej, wożącej tylko ciężkie samochody – w FinnLink. Jednak tam prom odpływa jeszcze później, a pani w biurze odradza nam mówiąc, że jednak taniej będzie u konkurencji w VikingLine – tak więc mamy trochę czasu. Wykorzystujemy go na kąpiel (w terminalu są ogólnie dostępne prysznice), na obiad na leśnym parkingu i na uzupełnienie paliwa (wydaje nam się, że na lądzie paliwo jest tańsze niż na Archipelagu Wysp Alandzkich).

Jest 17:50 – jedziemy do terminalu VikingLine. W kasie miła pani wysłuchuje ze spokojem wszystkiego, co chcieliśmy jej powiedzieć; że chcemy płynąć na Wyspy, że nas jest dwoje i mamy samochód, i że jest on troszkę wyższy niż osobówka, a na dodatek mamy box na dachu, czy się zmieścimy? no i ile to będzie kosztowało, bo może załapiemy się w przedział niższych samochodów (na promach przeważnie jest przedział wysokości samochodów: do 1.8 – 1.9m i druga grupa powyżej, my mamy tak lekko ponad 2m wysokości). Po tym naszym gadaniu pani mówi, że nie sprzeda nam biletu … żebyśmy jechali na prom i tam na odprawie się płaci. Aha, ok…

Jak powiedziała, tak zrobiliśmy. Na bramkach przystani promowej, śliczna Szwedka o blond włosach i dużych, niebieskich oczach, poprosiła o dokumenty „id” (czyli np Dowód Osobisty – i tu następny plus podróżowania w UE), popatrzyła (niebieskimi, dużymi oczyma) na auto, niewiele jednak widząc, bo nasze autko zasłaniało to jej małe okienko (cała operacja odbywała się jak na McDrive – okno w okno) – chwila, moment i już mamy bilety – oceniła nas na 1.9 metra. Hmmm, z niepokojem stoimy w kolejce i zastanawiamy, się, czy nie pójść do blondynki i zapytać, czy się zmieścimy? Jak płynęliśmy do Szwecji StenaLine, to od sufitu na promie dzieliło nas z jakieś 10cm. Tu w kolejce wszystkie samochody są dużo niższe. Na początek jednak pytamy sąsiada, za nami też czekającego w kolejce. To Alandczyk, zapewne podróżuje tym promem nie pierwszy raz. Powiedział że ok, żebyśmy się nie przejmowali, że najwyżej skierują nas na dolny pokład. Pokazuję mu, że na bilecie mamy 1.9 metra. Nie przejmuj się, mówi Alandczyk, oni wiedzą co robią, obsługa jest wyczulona, na pewno wszystko jest dobrze. Już ty się tym nie martw. No dobrze… skoro tak mówi…

O 18:30 wjeżdżamy na prom. He, he – prom ogromny, a deck wysoki, nie ma obawy o zahaczenie boxem. No to płyniemy.

Ale piękny prom. Mnóstwo pomieszczeń do siedzenia, pełno stolików, gra muzyczka, są sklepiki, sala bankietowa, knajpka, WiFi. A ceny już normalne, nie szwedzkie (3x większe) tylko już jesteśmy w Finlandii, więc mamy Euro, ceny normalne.

W międzyczasie, na promie, zmieniła nam się strefa czasowa. Jesteśmy bardziej na wschód więc trzeba dodać godzinę (+1).

O 21:30 przybijamy do Mariehamn, głównego miasta Archipelagu. Późno, ale nie pada tym razem. Jedziemy kilka kilometrów za miasto do najbliższego campingu i tam lulu-spać.

… na więcej zdjęć zapraszamy do galerii…