Gdzie oczy poniosą … SKANDYNAWIA ’15

27 – 30 września 2015

Wyspy Alandzkie (Alandy) – trasa północna


27 września 2015, niedziela

Noc piękna z gwiazdami i księżycem prawie w pełni. Obserwujemy północne części nieba, bo a nóż pojawi się zorza polarna. Nic z tego … może i lepiej, bo na polu chłodno i wyjście na zewnątrz w celach robienia zdjęć ewentualnej zorzy byłoby nieprzyjemne.

Ranek słoneczny chociaż, na horyzoncie widać chmury. Nie trzeba było długo czekać … W samo południe przeszła nawałnica deszczu. Nic to, jesteśmy do tego przyzwyczajeni.

Mamy trochę czasu do kolejnego promu. Odwiedzamy więc drewniany kościółek w Brando. Potem zjadamy sobie obiad, na deszczu. Dobrze, że nasza klapa bagażnika jest podnoszona do góry … otwarta tworzy dobre zadaszenie i ochronę przed deszczem.

W końcu jedziemy na przystań promową i odpływamy na wyspę Kumlinge. Po drodze na chwilkę prom przybija do wyspy Lappo, część ludzi wysiada, inni wsiadają. To samo tyczy samochodów, też wyjeżdżają i wjeżdżają … a wszystko odbywa się bardzo sprawnie, w ciągu 5 minut.

Zapewne już wcześniej wspominałem o promach, o dogodnościach na ich pokładzie, ale nadal jestem pod wrażeniem więc muszę kilka słów o tym powiedzieć.

Alandy to archipelag, na którym żyją ludzie, dzieci codziennie chodzą do szkół, dorośli jeżdżą do pracy. Tak więc wyspy i wysepki muszą być ze sobą jakoś połączone … więc są. Wszystko utrzymuje się głównie dzięki dotacjom państwowym. Połączenia to przede wszystkim mosty lub groble, ale tam gdzie odstęp między wyspami jest większy, pływają promy linowe, a całkiem duże odległości pokonuje się promami obsługującymi lokalne linie komunikacyjne.

Na Alandach są dwie drogi łączące stały ląd Finlandii z wyspą główną Fasta Aland. Północna – od Osnas przez wyspy Brando, Lappo, Kumlinge, Enklinge do Hummelvik oraz południowa – od Galtby przez wyspy Kokar, Sottunga, Foglo do Svino lub Langnas. Wszystkie mosty, groble i promy linowe są bezpłatne. Połączenia dużymi promami lokalnymi pomiędzy wysepkami też są za darmo. Na linii północnej płaci się tylko za pierwszy i ostatni odcinek, a więc: Osnas-Brando oraz Enklinge-Hummelvik. To samo na południowej Galtby-Kokar oraz Foglo-Svino lub Langnas. Płaci się tylko za pojazdy mechaniczne, osoby i rowery przewożone są za darmo (to raj dla rowerzystów).

eśli chodzi o szkoły, to są na większych wysepkach. dzieci dowożone są busikami ze śmiesznym oznakowaniem na dachu, identycznym jak znak drogowy „uawaga, dzieci”.

Na promach nie trzeba wysiadać z samochodu na czas rejsu. Ale na tych większych, gdzie płynie się czasem i 2-3 godziny, jest duże pomieszczenie ze stolikami, kanapami i miejscami barowymi. Jest bar, gdzie można całkiem nieźle zjeść i napić się herbaty, kawy czy piwa. Na pokładzie dostępne jest darmowe WiFi. Są też czyściutkie, zadbane toalety. W czasie rejsu, by się nie nudzić, można sobie pooglądać TV (tak, są 2 telewizory z pilotami do dyspozycji, można sobie przełączać kanały). Część ludzi drzemie, niektórzy szydełkują lub robią swetry na drutach. Inni czytają książki, słuchają muzyki. O dziwo, nikt nie pali papierosów. na pokładzie jest wydzielone miejsce dla palaczy, ale nie obserwowaliśmy ich wielu. W ogóle, w Skandynawii (gdzie byliśmy teraz, czyli Szwecja, Finlandia i Alandy), co nas bardzo zdziwiło, prawie nie widzieliśmy palących papierosy. Zapewne, dzięki wysokim cenom tej używki, ludzie oduczyli się palić (co nas niezmiernie cieszy).

No dobrze, dopłynęliśmy już do Kumlinge. Zwiedzamy wyspę … ale niewiele jest do zobaczenia. Odwiedzamy kościółek. Ale jest strasznie zimno. Mieliśmy tu gdzieś na wyspie zostać na noc ale stwierdzamy, że nie ma po co zostawać. Jedziemy więc na przystań promową i czekamy na ostatni dzisiaj prom, na wyspę Vardo. Vardo jest już połączona z Fasta Aland a tam jest kilka rzeczy do zobaczenia.

Tak więc płyniemy do Vardo, na camping. Duży camping wygląda na opuszczony. Ale na sali obiadowej widzimy jakąś osobę. Okazuje się, że to właściciel, który tu mieszka. Zaprasza nas do kasy. Wypaśny więc spodziewamy się dużych cen. Ale co tam, noc jest więc i tak, bez względu na cenę pozostaniemy tu. Odruchowo pytamy o cenę … pan śmiejąc się mówi, że nie jest tanio; prysznic jest na kartę magnetyczną, którą trzeba wykupić, sauna dodatkowo płatna, płaci się za osoby + samochód plus jakaś taxa … no to sobie myślimy tym bardziej, że chyba nas nie będzie stać. Na campingach dotychczasowych płaciliśmy koło 20-30 EUR, tu widzimy dodatkowe miejsce przed przecinkiem.

Ale pan mówi, że wyjątkowo dla nas ma specjalną ofertę, bo dzisiaj jest zaćmienie księżyca … łazienka za darmo, sauna za darmo, miejsce parkingowe za samochód … za darmo, taxa 2 EUR, a za dwoje ludzi to po 6 EUR … Ale jesteśmy zdziwieni … Oczywiście … zostajemy! Pan się z nas śmieje wystukując na maszynie rachunek. Przy wypisywaniu karty meldunkowej zauważa, że jesteśmy z Krakowa … o tak, znam Kraków, mówi … piękne miasto.

Pokazuje nam fajne miejsce na noc, mówiąc, że tu będziemy dobrze widzieć zaćmienie. Tylko żebyśmy sobie ustawili budzenie na 4:40, żebyśmy nie przegapili, bo to szczególne zaćmienie, „zaćmienie czerwone”!

Ok, Sauna na wodzie. Cały domek, z piecem opalanym drewnem znajduje się na tratwie przycumowanej do brzegu. Trzeba dojść po kładce. Trzeba też sobie napalić w piecu. Fajna zabawa.

W nocy leje. Chyba będą nici z oglądania zaćmienia. Jednak o 4 rano wypogadza się i podziwiamy to niezwykłe zjawisko. Zaraz po tym znowu leje jak z cebra. Ale noc ciepła i udało się zobaczyć pomiędzy ulewami to, co już za mojego życia się nie powtórzy … „Czerwone zaćmienie Księżyca”.


28 września 2015, poniedziałek

Śniadanie, rozgrzewająca kąpiel i jedziemy dalej. Pada deszcz z przerwami słonecznymi. Trudno zwiedzać w takich warunkach. Tak więc podziwiamy krajobraz jeżdżąc groblami i mostami.

Jedziemy do miejscowości Vardo. Oglądamy kościół wraz z cmentarzem, na którym są groby datowane na 1800 rok i starsze. Piękne, stare, kute krzyże … to historyczne już miejsce.

Znowu mały prom, most i … jesteśmy na głównej wyspie, na Fasta Aland. Odwiedzamy pozostałości twierdzy Bomarsund. Rosjanie rozpoczęli budowę fortyfikacji w 1832 roku. Jednak jej nigdy nie dokończyli. Zamiast planowanych czternastu wież obronnych, wznieśli zaledwie trzy. Podczas wojny krymskiej twierdza poddała się i została zburzona przez wojska angielsko-francuskie.

Obrośnięte trawą pozostałości murów obronnych pięknie sie prezentują w słońcu, które nagle sie pojawiło a chmury odsłoniły błękit nieba. Kamienie murów precyzyjnie były dopasowane do siebie. Wygląda to jak plaster z ula. Niesamowita musiała to być budowla.

Korzystając ze wspaniałej poprawy pogody rozsiadamy sie na ławeczce na starych ruinach zabudowań twierdzy. Przekąszamy małe co-nieco i podziwiamy kunszt dawnych budowniczych.

Następny punkt zwiedzania to ruiny zamku Kastelholm – perełka Alandów. Wzniesiony został w XIV wieku. Twierdza strzegła ważnego szlaku wodnego przez cieśninę Slottsviken. W średniowieczu zamek był ośrodkiem administracyjnym Alandów.

Obok zamku znajduje się skansen Jan Karlsgården. Bardzo ładnie pokazane są stare zabudowania i wyobraźnia podpowiada nam, jak wyglądało w tamtych czasach codzienne życie. Warto to zobaczyc, ale trzeba tu być w sezonie, bo jak większość rzeczy, które oglądaliśmy, od 15 września kończy się czas „otwartości” tego typu obiektów dla zwiedzających.

Ale i tak można wiele zobaczyć, zwłaszcza, gdy pogoda dopisuje. A nam właśnie pogoda zrobiła miłego psikusa. Z całkowitego zachmurzenia i przelotnych ulew zrobiło się niebieskie niebo. Trzeba z tego korzystać.

No to korzystamy. Odwiedzamy Saltvik i tamtejszy, ładny kościółek i jedziemy na północ by spędzić nocleg gdzieś na dziko na wybrzeżu.

Dojeżdżamy do opustoszałego już w tym okresie ośrodka wypoczynkowego. Oczywiście wszystko jest udostępnione nadal turystom; światło, ciepła woda, prysznice, kuchnia elektryczna…

Korzystamy z tych dobrodziejstw robiąc w pomieszczeniu kuchennym, z pięknym widokiem na zatokę, przepyszną kolację.


29 września 2015, wtorek

Budzi nas gorące słonko. Na polu jest 8°C ale przez szyby, w naszym „domu na kółkach” jest ciepło. Nie spieszymy się ze wstawaniem. Właściwie wszystko, co było do zobaczenia na Alandach w zasadzie zobaczyliśmy. Koniec zwiedzania. Plan jest taki, ze jutro odpływamy do Szwecji.

Ale dzisiaj na spokojnie jemy śniadanie, korzystamy z dobrodziejstw ośrodka wypoczynkowego, w którym spaliśmy (wraz z parą turystów z Finlandii, spotkanych właśnie tu na parkingu, w wypasionym kamperze długości chyba z 9 metrów) i bierzemy gorącą kąpiel.

Potem mały spacer do wieży widokowej. Na szczycie wieży pomieszczenie, z oknami. A tam uwięzione ptaszki. Niektóre, młode, wycieńczone już z pragnienia. Zapewne siedzą tam, obijając się o szyby okien, od kilku dni. Żal się nam ich zrobiło. Postanowiliśmy je uratować. Okazało się, że jedno z okien jest otwieralne (reszta zamontowana na stałe – pewnie dla bezpieczeństwa, by ktoś nie wpadł na pomysł sie wychylać na wieży widokowej mającej tak z 20 metrów wysokości). Otworzyliśmy je ale ptaszki osłabione i wystraszone naszą obecnością całkiem zatraciły chęć trafienia w to otwarte okno, tłukąc skrzydłami o inne szyby. Musieliśmy je złapać do ręki i dopiero wypuścić przy otwartym oknie. W ten sposób wolność odzyskały 3 malutkie, jeden duży ptaszek i … motylek. Uratowaliśmy zwierzęta … jesteśmy bohaterami!

No dobra, co tu robić. Pogoda piękna więc pojechaliśmy na przystań by tam sobie posiedzieć do słońca i wypić kawusię.

Po kawie wyruszyliśmy już w ostatni odcinek podróży po Alandach, w kierunku portu promowego w Eckero, na Camping. Wielki, ogromny camping zastaliśmy głęboko w lesie ale był nieczynny. Koniec sezonu. Trochę straszno tu zostawać na noc. Tak więc zjedliśmy tu tylko obiad i pojechali na przystań promową zorientować się w cenach i czasach odpływania promów. Wybraliśmy ten o 13:30, jutro, przewoźnik „Eckero Linjen”.

No to mamy czas do jutra … spanie znaleźliśmy w Eckero, blisko portu. Liczymy, że jutro też będzie ładnie i będziemy wygrzewać buzie na słoneczku w jakimś zacisznym miejscu, bo teraz wieczorem wiatr wieje niemiłosiernie. I chociaż jest czyste niebo, zachodzi czerwono słońce za horyzontem morza, to temperatura spadła poniżej 10°C … jest zimno. Wiatr ochładza więc temperatura odczucia jest dużo niższa.

Sypialnia przygotowana. W aucie mamy napalone … ciepło chyba z 30°C. A na zewnątrz wiatr duje z taka siłą, że czujemy jak huśta nam samochodem. To przedsmak jutrzejszego rejsu. Dobranoc.


30 września 2015, środa

Wstajemy budzeni przez przepływające obok nas łódki z silnikami … to „ranne ptaszki” wypływają na żer … czyli na połów ryb. Piękna pogoda i zero wiatru sprzyja wczesnemu wędkowaniu. My też idziemy na polowanie … ale z aparatem fotograficznym. Czekamy na przelatujące ptaki. Jest ich cała masa. To łabędzie, kaczki i … nie znamy się, nie wiemy … ale to ptaki.

Na śniadanie jedziemy … pod halę sportową. Ogromny parking, pusty ale za to nasłoneczniony sprzyja siedzeniu na wolnym powietrzu.

Do odpływu naszego promu mamy jeszcze kilka godzin. Tak więc jedziemy do starej przystani jachtowej i tam, na ławeczce siedząc do słońca popijamy kawę opychając się „chemicznym ciastem” (już wcześniej wspominałem, co to takiego).

Po kawusi odwiedzamy muzeum poczty. Miejsce to, Eckerö, było w dawnych czasach głównym portem, skąd wypływały statki pocztowe. Pełne sztormów morze i niebezpieczne rejsy w okresie jesienno-zimowym powodowały, że wiele statków nie wracało. Na nabrzeżu stoi pomnik uwieczniający niebezpieczny zawód marynarzy-pocztowców.

No i nadszedł czas naszej przeprawy przez morze. To nie to, co dawniej. Dzisiaj wsiadamy na potężny, bezpieczny prom, mający kilka pięter, pokładów serwujących wygody i dających rozrywkę na czas rejsu. Nie będę się rozpisywał, co też na promie jest … myślę, że w galerii zdjęć obrazki powiedzą więcej, niż słowa …

Po dwóch godzinach rejsu dobijamy do Szwecji, do Grisslehamn, kończąc tym samym podróż po Archipelagu Alandów.

… na więcej zdjęć zapraszamy do galerii…